W ostatnim czasie dużo mówi się o konieczności wychowania
patriotycznego młodego pokolenia. Podkreśla się, że wzorem może być
wychowanie pokolenia przedwojennego zawartego w haśle „Bóg – Honor –
Ojczyzna”, które swą postawą w okresie wojny dało dowody umiłowania
Ojczyzny. Spróbujmy pokazać, jak etos młodzieży był kształtowany w przedwojennych czasach.
Istotne jest zrozumienie idei etosu i pokazanie, jaki on miał wpływ
na kształtowanie się patriotyzmu. Pozwalam sobie zaprezentować pewne
odczucia zapamiętane z przedwojennych czasów.
Patriotyzm Polaka kształtował się w rodzinie, w szkole, w środowisku
oraz w Kościele. Słowa polskie wynieśliśmy z domu. To najwięcej matka,
ojciec i rodzina uczyli nas polskiej mowy. To był pierwszy etap
kształtowania naszej postawy patriotycznej. To dom rodzinny był
fundamentem polskości. Język był piękny, prosty i czysty. Strofa W.
Bełzy „Kto ty jesteś? Polak mały” była pierwszym naszym katechizmem. W
wielu rodzinach wspólne czytanie „Trylogii” Henryka Sienkiewicza było
dalszym poznawaniem polskiego języka i pierwszą lekcją patriotyzmu. Z
tej lektury poznawaliśmy dzieje naszego narodu i jego bohaterstwo.
Zadania rodziców i rodziny nie ograniczały się jedynie do nauczania
języka. Od pierwszych lat życia kształtowano w nas uczuciowość, wiarę i
szacunek dla starszych i zmarłych.
Odwoływano się do przeszłości
rodzinnej, uświadamiano znaczenie pamiątek rodzinnych, regionalnych oraz
narodowych. Zachęcano do życzliwości i grzeczności nie tylko do
bliskich, ale i do obcych. Uświadamiano, że odstępstwa od zachowań,
jakie obowiązywały w rodzinie, mogą być czymś złym. Braliśmy przykład z
rodziców. To oni kształtowali w nas ambicję, abyśmy nie byli gorsi od
innych dzieci, a nawet abyśmy byli lepszymi. Ta ewentualna rywalizacja
nie wykluczała życzliwości wobec tych, od których mieliśmy być lepsi.
Ważne było wyrabianie nawyku pomocy rodzicom, rodzeństwu czy nawet
obcym ludziom i przekonywanie, ile dają satysfakcji i radości dobre
uczynki. Wykazywano, że więcej jest warte być dobrym niż mieć coś, nawet
najbardziej materialnie cennego. Oczywiście nie zagłuszało to naszego
szacunku do trudu ciężkiej pracy rodziny dla jej utrzymania.
Uświadamiano nam znaczenie sprawiedliwości i jak wielką wartością
człowieka jest jego honor i godność. Uczono też pokory, ale nie
służalczej, i ukazywano wartość tolerancji, ale nie dla zła.
Stanowczością kształtowano nasze charaktery. Nie rozpieszczano nas,
mieliśmy wyznaczane obowiązki, z których trzeba było się rozliczać.
Zachowania takie początkowo powtarzane z polecenia, później z coraz
większym zrozumieniem, wnikały do naszej podświadomości i stawały się
nawykami, zasadami moralnymi. Budowały nasz etos.
Istotne w naszej postawie było docenianie więzów krwi, braterstwa,
poczucie wspólnoty, życzliwości i szlachetności oraz tzw. przywiązania
do ludzi i otoczenia. Takie zachowania rozwijały się w coraz szerszym
zasięgu: rodzina, sąsiedzi, środowisko koleżeńskie, zespół klasowy,
szkoła, wieś, ulica, miasto region i cała Polska.
Powie ktoś, że to normalne zasady wychowania. Tak, to kiedyś były
normalne zasady, którymi kierowała się większość rodzin i dziś tak
właśnie powinno się wychowywać już najmłodsze pokolenie.
Kolejny etap kształtowania postawy młodzieży zasługującej na uznanie
to wpływ środowiska. Rodzice mieli wpływ na dobór naszych kolegów i
koleżanek. „Unikaj zabaw z tym lub z tamtym” - padały przestrogi. „Nie
naśladuj go, bo jest ordynarny w słowach i w zachowaniu. Powstrzymuj go
od złego. Broń słabszego”. Te przestrogi i zalecenia braliśmy sobie do
serca, niestosowanie się do nich mogło przynieść wstyd nie tylko nam,
ale i naszej rodzinie. Honor naszych bliskich był dla nas cenną
wartością. W szczególnych przypadkach gotowi byliśmy do poświęceń, nawet
dla tych, których nie ceniliśmy, jeśli spotykało ich nieszczęście lub
jakaś krzywda. Nade wszystko czuliśmy więzy solidarności z grupą, klasą
szkolną, rejonem zamieszkania. Koleżeństwo to nie tylko zabawy, w
których obowiązywały zasady godnej rywalizacji, ale również życzliwość,
słowność i ofiarność.
Szacunkiem otaczaliśmy nasze koleżanki, starając się im pomagać.
Niewyobrażalne było przy nich użycie brzydkiego, ordynarnego słowa i
reagowaliśmy stanowczo na nieodpowiednie zachowanie innych. Takie
zachowanie w środowisku stawało się naszym nawykiem, „wchodziło nam w
krew”.
Nasze pokolenie wspomina prawdziwą polską szkołę, dla wszystkich
obowiązkową, powszechną, a dla wielu jeszcze i średnią. Nasi nauczyciele
to byli prawdziwi nauczyciele z powołania! Życzliwi, troskliwi,
przyjacielscy, sprawiedliwi, prezentujący wysoką godność i kulturę
osobistą. Wyczuwaliśmy, że zależy im, abyśmy ich polubili. Byli dla nas
wzorem od momentu przekroczenia progu szkolnego. Otaczaliśmy ich
szacunkiem.
Sala klasowa robiła wrażenie panującym w niej porządkiem. Na czołowej
ścianie krzyż - symbol wiary, oraz godło Polski – dumny, pełen
godności, orzeł w koronie, zaś obok portret prezydenta Rzeczypospolitej i
Marszałka Józefa Piłsudskiego, a w ostatnich latach przed wojną, też
bohatera narodowego marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego. Ten wystrój klasy
zobowiązywał i przypominał, kim jesteśmy. Mobilizował do szacunku dla
naszej Ojczyzny. Początek zajęć z modlitwą wywoływał nastrój skupienia.
Dla takiej szkoły szacunek mieli też i nasi żydowscy koledzy i
koleżanki. Bywało, że zostawali nawet na lekcjach religii.
Odwzajemnialiśmy się im uznaniem dla ich wiary. Na uroczystościach
szkolnych śpiewany hymn narodowy lub inne pieśni historyczne tworzyły
podniosły nastrój, poruszały serca i napawały dumą.
Klasa przeważnie była to około 40-osobowa gromada bliskich wiekowo
uczniów. Na miarę możliwości starannie ubranych, w mundurkach, które
były traktowane jako symbol wyróżnienia i godności. Kolor oblamówki
oznaczał wyższy stopień szkoły. A tarcza na rękawie identyfikująca
szkołę ceniona była jak zdobyty medal. Te zewnętrzne formy życia
szkolnego zespalały. Czuliśmy więź nieomalże rodzinną. Honor naszej
klasy był dla nas cenną wartością, podobnie jak w rodzinie. Koleżeństwo
przeradzało się w braterstwo. Coraz bardziej czuliśmy potrzebę pomagania
sobie wzajemnie, i to raczej nie przez ściągawki, ale wytłumaczenie,
przypomnienie treści czasami trudnych lekcji. Nasi wychowawcy rozbudzali
w nas ambicję najlepszych w nauce i sporcie. Nie wszyscy byliśmy
jednakowo zdolni, czasami zdażały nam się zaniedbania, ale bardzo,
bardzo nam było żal rodziców zasmuconych naszymi nie najlepszymi
niekiedy wynikami w nauce.
Metodami nauczania na lekcjach były rzeczowe wyjaśnienia, rozumowe
tłumaczenie w zakresie nauk ścisłych oraz płomienne wykłady z języka
polskiego, z historii, a nawet i z geografii. Nie było przerzucania
ciężaru samodzielnego poznawania wiedzy na ucznia w domu. Treści
podręczników czytaliśmy z zapałem, bo były pisane interesująco. Dobór
lektur z przedmiotów humanistycznych kształtował charaktery, rozbudzał
naszą uczuciowość i poczucie godności narodowej, dumy, że jesteśmy
Polakami.
Wielką rolę w kształtowaniu postawy moralnej odegrała literatura.
Polska książka! Analizowaliśmy i przeżywaliśmy losy bohaterów, którzy
mogli być dla nas przykładem. Polska książka uczyła miłości Boga,
Ojczyzny i ludzi. Z niej poznawaliśmy dzieje naszego Narodu, ona mówiła o
zmaganiach Polaków z wrogiem w okresach wojen, niewoli i zaborów. Po
takich lekcjach „wyrastały nam skrzydła miłości” dla Polski. Słowa
"Roty" Marii Konopnickiej „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…” robiły
wrażenie nawet na chłopakach udających „twardzieli”. Takie przeżywanie
treści pieśni patriotycznych kształtowało ducha narodowego. Narastało w
nas również przekonanie, że nasza flaga „biało-czerwona” jest
najpiękniejsza i godna największego szacunku.
Uspołecznianie to ważne ogniwo wychowania szkolnego. Należeliśmy do
harcerstwa, do PCK, do „Sodalicji”, do „Przyjaciół Przyrody” czy chóru
szkolnego. Idee tych organizacji braliśmy do serca. To wszystko
przybliżało nam Polskę. To był kolejny etap wzbogacania i umacniania
naszego etosu. Przedwojenna polska szkoła naprawdę kształtowała
patriotyzm.
Wiarę przejmowaliśmy od rodziców. Najpierw była zachęta, później
przypominanie i wdrażanie do obowiązku modlitwy, do obowiązku
uczestniczenia we Mszy św. w niedzielę i święta. Nad naszymi łóżkami
wisiał symbol wiary, na szyi obowiązkowo medalik od Pierwszej Komunii
Świętej. Czuliśmy potrzebę zdjęcia czapki przed krzyżem lub przydrożną
kapliczką. Z księdzem jako prefektem stykaliśmy się na co dzień w
szkole. Nie tylko na lekcjach religii, ale i w serdecznych rozmowach w
czasie przerw. Zdarzało się, że nawet grał z nami w piłkę. Lekcje
religii były zawsze ciekawe, wspierane przykładami z życia i częstym
odwoływaniem się do patriotyzmu. Bywało, że kapłan, aby zainteresować
losami bohaterów, którzy mogli być dla nas wzorem Polaka, czytał
fragmenty lektur. Lubiliśmy naszych prefektów.
Kościół. W miarę dorastania czuliśmy potrzebę uczestniczenia w
nabożeństwach, a nawet wstąpienia do kruchty „na Zdrowaśkę”. Udział w
życiu religijnym stawał się dla nas potrzebą duchową. Na Mszę św.
szliśmy zorganizowani sprzed budynku szkolnego. Szczególnie zapadały nam
w serca nabożeństwa związane ze świętami narodowymi i rocznicami.
A do „herbaciarni na kremówki” chodziliśmy dopiero po maturze…. I
nigdy nie słyszeliśmy „róbta co chceta”. Tak więc rodzina, środowisko,
szkoła i Kościół budowały etos, kształtowały nasze zachowania, których
wynikiem był nasz patriotyzm. Gdy Niemcy i Związek Radziecki napadli na
Polskę w 1939 r., wcześniej zanim zaciągnęliśmy się najliczniej pod
sztandary konspiracji Armii Krajowej, nosiliśmy już w sercach hasła:
„Bóg – Honor – Ojczyzna".
Tysiące z nas sprawdziło się w walce z najeźdźcami. Jakże wielu bohatersko poległo na polu walki. Teraz czcimy Ich pamięć…
Są to refleksje, które młodym może pomogą zrozumieć, że etos to nie
jednorazowy ładunek moralny, który w jakiś magiczny sposób się
otrzymuje. Trzeba było pokazać mozolne kroki w kształtowaniu i
formowaniu etosu, by zrozumieć jak w naszej świadomości powstał ów
honorowy, zaszczytny „obyczaj” obowiązku miłości Ojczyzny.
Czy możliwe i konieczne jest dzisiaj kształtowanie takiej postawy?
Tak! Jako Polacy wciąż mamy obowiązek troszczyć się o współziomków, o
naszą ziemię rodzinną – ojcowiznę, czyli ogólnie mówiąc - o naszą
Ojczyznę. Zawsze widzieć ją wolną i suwerenną, widzieć ją żyjącą zgodnie
z zasadami Bożymi, cieszyć się jej sukcesami, a smucić jej
niepowodzeniami, bronić jej honoru i godności, być dumnym nie tylko z
przeszłości, ale i teraźniejszości, mieć wolę jej obrony nie tylko
słownie, ale gdyby zaszła potrzeba to i czynnie, chcieć pracować dla jej
dobra i chwały. Z każdej cząstki naszego etosu, a powtórzonego przez
młodzież, wyrastać będzie patriotyzm! Jest on dziś na miarę polskiej
racji stanu. Unia nie zastąpi nam ojczyzny. W tym unijnym
„zjednoczeniu”, przykładowo, Niemcy i Francuzi mają swoje poczucie
narodowe, a więc i my też mamy takie samo prawo do naszej polskości.
Tym opracowaniem chciałem pomóc w zrozumieniu, jakie są podwaliny,
źródła naszego etosu i wynikającego z niego patriotyzmu. Równocześnie
składam hołd naszym Rodzicom, Nauczycielom, Kapłanom katolickim i
innych wyznań za to, że nas tak żarliwie wychowywali.
Józef Rell
Autor był żołnierzem Szarych Szeregów, walczył pod pseudonimem
"Klon", jest członkiem Komisji ds. Historii, Wydawnictw i Pamięci
Narodowej Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz